W tym odcinku opowiadam w jaki sposób wspieram swoje dzieci w budowaniu jak najlepszych relacji między sobą. I co robię… aby im w tym nie przeszkadzać 🙂 Dowiesz się między innymi: na czym polega dodzidziusiowanie, dlaczego nie warto za szybko wkraczać w sprzeczki rodzeństwa, a także jak przeprowadziłam pierwsze spotkanie moich dzieci. Dzielę się moim doświadczeniem nie tylko jako mamy dwójki, ale też jako najmłodszej z trójki rodzeństwa
Spis treści
- Jak było u nas? Nasza historia
– Druga ciąża;
– Pierwsze spotkanie rodzeństwa; - Czego nie robię
– Nie porównuję;
– Nie zachęcam do rywalizacji;
– Nie zmuszam do pomocy;
– Nie zmuszam do dzielenia się;
– Nie zmuszam do… wzajemnej miłości; - Co robię?
– Stanowię przykład;
– Pozwalam na emocje i uczę ich;
– Tłumaczę;
– Pozwalam na sprzeczki i kłótnie;
– Poświęcam czas tylko jednemu dziecku;
– Pozwalam na “dodzidziusiowanie”;
– Pilnuję zasady: jedna zmiana na raz; - Podsumowanie
Jak było u nas? Nasza historia
Druga ciąża
Różnica wieku między moimi dziećmi jest niewielka, bo to 1,5 roku.
Choć Nela była malutka kiedy byłam w ciąży, to ja od samego początku starałam się jej opowiadać o tym, że będzie miała rodzeństwo. Mówiłam, że w brzuchu rośnie dzidzia, pokazywałam jej zdjęcia z USG. Pokazywałam jej też zdjęcia z czasu ciąży z Nelą i opowiadałam, że wtedy ona była była w brzuszku, tak samo jak teraz jej brat. Ona mnie wtedy też głaskała po brzuchu, później też jak czułam, że Leoś kopie, to jej pokazywałam, żeby mogła to poczuć.
Starałam dużo się jej opowiadać o braciszku. Mówiłam na przykład, że pójdziemy teraz do sklepu kupić coś dla Leosia albo że jakieś ubrania są dla niej za małe, więc odłożymy je dla niego.
Chyba najtrudniejsza w tym wszystkim była dla nas pierwsza rozłąka, czyli pobyt w szpitalu przy porodzie drugiego dziecka. Ja oczywiście uprzedzałam Nelę o tym, że to nastąpi i jak to będzie. Że później wrócę z braciszkiem.
Pierwsze spotkanie rodzeństwa
Jak to w życiu, wszystkiego nie da się przewidzieć i w tym przypadku tak było. Akcja porodowa zaczęła się w takim momencie, że nie miałam możliwości pożegnać się z Nelą przed pójściem do szpitala. W piątek pojechałam po prostu na KTG, ale okazało się, że musimy już zostać. Leoś przyszedł na świat w sobotę, a do domu wróciłam dopiero we wtorek.
Bardzo ważne było dla mnie zaplanowanie pierwszego spotkania Neli z Leosiem. Kiedy opowiadałam o tym na Instagramie to dostałam od Was mnóstwo wiadomości właśnie na ten temat. Że często spotkanie z rodzeństwem było jednym z pierwszych Waszych wspomnień i bardzo często pierwszym trudnym. Kiedy mama wracała ze szpitala i najważniejszy był noworodek, a starsze dziecko czuło się odrzucone. Bo słyszało na przykład żeby ostrożnie, uważaj na dzidzię, kiedy chciało się przytulić. Albo że mama jest zmęczona i kładła się z dzieckiem. Dlatego cieszę się że pomyśleliśmy, żeby zorganizować to inaczej. Jak?
Zrobiliśmy w ten sposób, że Łukasz odebrał mnie i Leona ze szpitala, a w tym czasie opiekunka wyszła z Nelą na plac zabaw. Chciałam jeszcze przed powrotem Neli na spokojnie przebrać się i wziąć prysznic po szpitalu. Zależało mi na tym, żebym, kiedy Nela już wróci do domu, mogła być cała dla niej i przywitać ją z otwartymi ramionami. Skupić się tylko na niej. A nie że na przykład trzymam niemowlę w rękach i nie możemy się spokojnie przytulić.
I muszę powiedzieć, że wyszło to bardzo fajnie. Byłam już ogarnięta, umyta po tym szpitalu. Łukasz poszedł z Leosiem do sypialni i wtedy przyszła opiekunka z Nelą. Mała na początku była taka skrępowana, było widać, no bo to też była nasza pierwsza taka długa, aż 4-dniowa rozłąka. Ale od razu się we mnie wtuliła, ja też porozmawiałam z nią chwilę, nakarmiłam piersią. Miałyśmy chwilę same, żeby się sobą nacieszyć. I dopiero potem jej pokazałam, że zobacz Nela, mamusia już nie ma brzucha, Twój braciszek jest już z nami. Wtedy Łukasz wyszedł z Leosiem na rękach, Nela mogła wtulona we mnie się z nim przywitać, pocałowała go od razu na przywitanie. Uważam, że pięknie to wyszło.
Oczywiście teraz jest różnie, są też piękne chwile, ale zdarzają się sprzeczki, kłótnie o zabawki i tak dalej. Ale też na przykład Nela jak wychodziła do żłobka to mówiła, czekaj na mnie Leosiu, tęsknię za Tobą.
Czego nie robię?
Uważam, że bardzo ważne jest nie tylko to, co robię, ale też to, czego nie robić. Bo relacja rodzeństwa może się bardzo fajnie rozwijać, jeśli nie będziemy w tym przeszkadzać.
Nie porównuję
Wiem, że to często przychodzi samo, zanim się pomyśli. Ale staram się tego unikać wszelkich porównań, nawet takich z pozoru niewinnych:
„Zobacz, jak Twoja siostra grzecznie siedzi w foteliku?”
„Nela, jesteś starsza, a nie potrafisz chwili poczekać!”
„Leoś, czy ty nie możesz zjeść spokojnie, jak Twoja siostra?”
Może to pomóc na chwilę, bo dziecko poczuje się na przykład zawstydzone. Ale długofalowo na porównaniu każdy traci. Dziecko poczuje się gorsze, buduje się między rodzeństwem rywalizację.
Sama pamiętam, że nawet jako to dziecko, które jest chwalone i podawane za przykład, czułam często zakłopotanie. Jakoś instynktownie czułam, że to buduje jakiś taki mur między mną a rodzeństwem. Dlatego myślę, że ani dziecko chwalone, ani to karcone, na tym nie zyskuje.
Każde dziecko jest inne, ma inny charakter, temperament, inne zdolności i tempo rozwoju.
Nie zachęcam do rywalizacji
To się wiąże z poprzednim punktem. Ja wiem, że to bardzo kusi. Na krótką metę zwłaszcza może bardzo pomóc i przyspieszyć powiedzenie:
“A kto pierwszy zje śniadanie?”
“Kto pierwszy założy buty”
Ale długofalowo to prowadzi do takiej niezdrowej rywalizacji. I to nie tylko jest niekorzystne dla relacji rodzeństwa, ale może się obrócić przeciwko nam, rodzicom. Kiedy chcemy odpocząć w domu po pracy, ale nasze dzieciaki zaczynają się prześcigać i rywalizować między sobą, co często prowadzi do sprzeczek, kłótni czy chaosu. Także dla dobra wszystkich – warto odpuścić.
Nie zmuszam do pomocy
Starszak to nie niania ani służący.
Wiem, że wiele osób też tak ma, że mimo że pierwsze dziecko jest zwykle takie wyczekane, ukochane i no dba się o nie ogromnie, dopiero się ucząc. To jednak kiedy pojawia się drugie czy kolejne, noworodek, to drugie dziecko nagle wydaje się takie duże. Ma takie duże rączki i nogi, jest takie samodzielne! I to niezależnie od tego, czy ma 5 latek, czy 2.
I często to sprzyja temu, żeby zacząć wymagać od niego za dużo. Zapominamy o jego roli, że dziecko jest dzieckiem właśnie. I to rolą rodzica jest opiekowanie dzieckiem, zapewnienie mu bezpieczeństwa, ale też obsługiwanie po prostu tak długo, jak tego potrzebuje.
Ja to rozwiązywałam w taki sposób, że po prostu pytałam, prosiłam. Czyli pytałam Neli, czy chce na przykład przynieść nam pampersa albo jakąś zabawkę. I ona to często robiła, ale też nieraz odmawiała i ja zawsze to szanowałam. Tak samo nie proszę, by się nim zajęła, by się z nim pobawiła. Tylko sama organizuję mu zabawę, jeśli potrzebuję chwili to podaję taką zabawkę, którą wiem, że się zajmie itd.
Nie zmuszam do dzielenia się
Jeśli od początku zmuszamy dziecko do dzielenia się, to nie budujemy w nim wewnętrznej motywacji, aby to robiło. Jak to się przekłada na późniejsze życie?
Często może prowadzić do niezdrowych relacji między rodzeństwem i potrzeby “bronienia swojego”, która jest niezaspokojona, jeśli dziecko jest zmuszane do dzielenia się. Ale też może mieć całkiem inne skutki. Ktoś, kto był zmuszany do dzielenia się, może potem w dorosłości… Nie potrafić przyjmować. Praktykują wręcz takie “rozdawnictwo”, poświęcają, rozdają siebie. Nie dbają o swoje granice, nie są asertywne.
Dlatego najlepiej stanowić przykład, samemu się dzieli. Albo jeśli dziecko samo z siebie się podzieli to pokazać mu to. Powiedzieć: “zobacz, podzieliłaś się z bratem zabawką, zobacz, jaki jest uśmiechnięty! To takie fajne się podzielić, prawda?”. To wzmocni motywację wewnętrzną, pozwoli zauważyć dziecku pozytywne efekty. Ale to też jest okej, jeśli dziecko nie chce się podzielić i stawia swoje granice.
Natomiast jeśli Leoś na przykład zabiera, wyrywa Neli zabawkę, to nie pozwalam na to. Nie mówię Neli, że ma ustąpić, bo jest starsza, w końcu to wciąż dziecko. Mówię “Leosiu, to zabawka Neli, ona się nią teraz bawi. Dopiero jak skończy to się z Tobą podzieli”. To powoduje, że Nela jest zadowolona, czuje że jej potrzeby są zaspokojone. I w takiej sytuacji nawet sama chętniej później tę zabawkę mu da, niż gdybym ja jej kazała.
Nie zmuszam do… wzajemnej miłości
Unikam mówienia dzieciom takich rzeczy jak:
No Wy musicie się kochać, jesteście przecież rodzeństwem!
Nie kłóćcie się, przecież jesteście siostrą i bratem, powinniście się kochać!
Nikt z nas nie lubi przecież zmuszania do czegokolwiek. Tak dorośli, jak i dzieci. Zwykle wywołuje to wprost odwrotną reakcję, nawet jeśli coś lubimy. Bo wyobraź sobie, że jesteś codziennie namawiana i zmuszana do jedzenia choćby swojej ulubionej potrawy. Jest spora szansa że po kilku, kilkunastu dniach będziesz miała dość, prawda? Właśnie dlatego taka presja i oczekiwania ze strony dorosłych może wywołać zupełnie odwrotny efekt!
Ja staram się oczywiście ich relację wspierać, ale nie mówiąc im, że mają się kochać. Przemycam inne komunikaty, na przykład kiedy wychodzimy z Nelą, mówię jej:
Nelciu, pożegnaj się z bratem, on będzie na Ciebie czekał.
Albo kiedy ją odbieram z przedszkola:
Choć, wracamy do domu, bo Leoś się za Tobą stęsknił!
Myślę, że więź między rodzeństwem tworzy się naturalnie, tylko trzeba dzieciom zapewnić odpowiednią przestrzeń i swobodę. Umieć pomóc im mądrze rozwiązywać konflikty, wkraczać, kiedy jest taka potrzeba. Nie zmuszać właśnie do dzielenia się, zaspokajać potrzeby obojga.
Co robię?
Stanowię przykład
Dzieci chłoną jak gąbka i najwięcej uczą się właśnie przez naśladowanie! Chcesz, żeby Twoje dziecko umiało przyznać się do błędu, wyciągnąć rękę na zgodę, dziękować czy przeprosić? Sama rób to wszystko!
Zwłaszcza w sytuacji, kiedy na przykład zdenerwujesz się i niesprawiedliwie potraktujesz dziecko. Sama staram się to robić, chociaż nie jest to łatwe. Ale mówię na przykład Neli, że przepraszam, bo źle zrobiłam i nie chciałam jej zdenerwować. Zauważyłam, że im częściej ja używam słowa “przepraszam”, tym chętniej ona to robi.
o podczas trwania okna żywieniowego wpływa na poprawę wrażliwości na insulinę. To bardzo ważna informacje, dla osób, które od lat bezskutecznie się odchudzają lub cierpią z powodu insulinooporności.
Podczas postu (czas poza oknem żywieniowym) organizm zdecydowanie chętniej skorzysta z zapasów tkanki tłuszczowej.
Pozwalam na emocje i uczę ich
Unikam deprecjonowania emocji dziecka i posyłania mu komunikatów w stylu:
Uspokój się!
Ale o co Ci chodzi?
Takie słowa nie pomagają i mogą jedynie dolać oliwy do ognia, bo dziecko poczuje się niezrozumiane, odrzucone, umniejszone.
Pamiętam też, że przede wszystkim jako dorosła jestem odpowiedzialna za swoje emocje i to o nie muszę najpierw zadbać, wyregulować je – zanim będę w stanie pomóc dzieciom.
Uczę również swoje dzieci rozpoznawać emocje oraz uczę się też sama je u nich dostrzegać. Na przykład, że Nela nie ma ochoty na zabawę, że czuje złość, dlatego może jest przebodźcowana i potrzebuję ciszy. Reaguję.
Zauważam i staram się nazwać daną emocję:
Nela, jesteś zła, bo Leoś wyrwał Ci zabawkę, tak?
Często samo dostrzeżenie tego i powiedzenie na głos pomaga uspokoić dziecko. A jeśli nie, to też warto pozwolić tym emocjom wybrzmieć, nie uczyć ich tłumienia. Czasem czujemy negatywne emocje i to też jest okej.
Relacja rodzeństwa jest jak każda inna i mają prawo pojawiać się w niej wszystkie emocje. Zarówno radość, zachwyt, jak i smutek, żal, rozpacz, złość, tęsknota. A rodzicielskim obowiązkiem jest dać dziecku prawo do wyrażania każdej z nich.
Tłumaczę
Są takie sytuacje, kiedy dziecko jest zmęczone, zirytowane i może mieć dość swojego rodzeństwa. Nie zawsze możemy coś na to poradzić, chociażby w sytuacji, kiedy w domu jest niemowlę, które często płacze.
W takich sytuacjach staram się dziecku po prostu tłumaczyć sytuację i zapewniam je, że rozumiem, że tak się czuje. Tak właśnie mówiłam Neli, kiedy jej brat był malutki:
Jesteś zmęczona płaczem, rozumiem. Leoś jeszcze jest mały i nie umie mówić, dlatego w taki sposób wyraża wszystkie swoje potrzeby. Im będzie starszy, tym mniej będzie płakał.
Tłumaczę też w sytuacji, kiedy mam zajęte ręce bo robię coś przy jednym dziecku, a drugie mnie potrzebuje. Na przykład mówię Neli:
Nie mogę teraz podejść, bo przewijam Leosia. Ale widzę/słyszę Cię i jak tylko skończę, to przyjdę do Ciebie i Ci pomogę.
Nie tłumaczę się więc, tylko wyjaśniam. Sygnalizuję, że rozumiem, dostrzegam i nie ignoruję jej potrzeb.
Pozwalam na sprzeczki i kłótnie
Tak naprawdę posiadanie rodzeństwa może być świetnym treningiem umiejętności społecznych! Dziecko mające rodzeństwo zwykle ma za sobą już wiele kłótni i konfliktów i często może lepiej sobie radzić w kontaktach społecznych, kiedy pójdzie już do przedszkola czy szkoły.
Ważne jest, żebyśmy jako rodzice i dorośli nie wkraczali za szybko do konfliktu. Pozwalajmy w miarę możliwości dzieciom na docieranie się w tej różnicy zdań. Nie o to chodzi, żeby rodzic był sędzią i ciągle oceniał, że to dziecko ma rację albo to dziecko jest ofiarą itd. W tym temacie bardzo polecam książkę Rodzeństwo. Jak wspierać relacje swoich dzieci aut. Małgorzaty Stańczyk.
A jak już jesteśmy przy poleceniach, to polecam też gorąco rozmowę na temat wspierania relacji między rodzeństwem.
Można też podpowiedzieć dziecku, jak radzić sobie w sytuacjach konfliktowych. Na przykład, że jeśli chce bawić się zabawką, które ma brat czy siostra, to można spróbować zaoferować w zamian inną. Albo samemu pobawić się czymś innym i poczekać, aż drugie dziecko skończy.
Poświęcam czas tylko jednemu dziecku
Wiem, że nie zawsze jest taka możliwość, też z autopsji. Ale jeśli tylko możesz, od czasu do czasu spędź czas tylko z jednym dzieckiem. Pójdźcie gdzieś razem na “randkę”, pobawcie się sami. Zwłaszcza starszak często tego potrzebuje, ale i młodsze dziecko, które nigdy nie miało okazji być jedynakiem.
I w tym aspekcie dzielę sprawiedliwie, tj. wg potrzeb. 🙂 Nie po równo każde dziecko, bo każde dziecko jest inne. Jednemu wystarczy dziesięć minut zabawy z pełną uważnością, inne potrzebuje godzinnej zabawy w bliskości. Tak samo jest z karmieniem i tak naprawdę każdym aspektem życia.
Pozwalam na “dodzidziusiowanie”
O co chodzi? Czasami zdarza się, że starszak przy rodzeństwie zalicza mały “regres”. Czyli mimo że doskonale umie założyć buty, to jednak prosi: Załóż mi buty, mamusiu!
I ja wtedy nie mówię:
Ale no przecież umiesz sama, to załóż sama!
Tylko pozwalam na to, zakładam jej te buty, staram się zaspokoić tę potrzebę, przytulić. Nela też miała taki etap że chciała bawić się w dzidziusia, udawała że raczkuje, prosiła żeby nosić ją na rękach. I też wchodziłam w tę zabawę, kiedy mogłam. Starałam się ją dodziudziusiować, żeby zaspokoić jej potrzeby.
Pilnuję zasady: jedna zmiana na raz
Staram się zawsze pamiętać, że wszystkie zmiany dla dziecka są trudne i wymagają czasu na przyswojenie. Dlatego na przykład jeśli szykują się duże rzeczy jak: przeprowadzka, pójście do przedszkola lub żłobka, odpieluchowanie, to staram się, żeby były jak najdalej od siebie.
Taką ogromną zmianą dla dziecka jest też pojawienie się rodzeństwa. Warto o tym pamiętać i starać się tak wszystko poukładać, żeby nie wymagać od dziecka za dużo na raz. Jeśli planowałaś odpieluchowanie, ale zaraz ma na świat przyjść rodzeństwo, to może warto odpuścić na chwilę? Nic się nie stanie, jak starszak ponosi pieluszkę 2-3 miesiące dłużej.
Podsumowanie
Chciałabym, żebyś wyniosła z tego artykułu kilka najważniejszych rzeczy. Pamiętaj, aby:
Nie wkraczać do konfliktów zbyt szybko. Konflikty są normalne i są ok.
Odpuszczać. Nie na wszystko mamy wpływ.
Stanowić przykład. Poszanowania, uprzejmości, zrozumienia.
Przyzwalać na emocje.
Nie etykietować i nie porównywać.
Dawać poczucie bezpieczeństwa i akceptacji.
Być obok.